Bimber Distillery, Londyn
Przełom roku 2019-2020 miałem spędzić z żoną i przyjaciółmi w Londynie więc napisałem wcześniej maila do destylarni Bimber z pytaniem, czy mogę ich odwiedzić.
Już wcześniej sprzedawałem ich produkty w swoim sklepie więc doskonale znałem zarówno trunki jak i samą gorzelnie – nie ukrywam, że mocno kibicowałem temu projektowi.
Odpisał mi sam właściciel, Dariusz Płażewski, że niestety w tym czasie jest na urlopie ale zaprasza nas serdecznie a w jego imieniu przyjmie nas na miejscu Łukasz Juranek – Brand Ambasador marki.
I tak 30 grudnia 2019 roku wsiedliśmy w metro w centrum Londynu i pojechaliśmy na stację North Acton. Stamtąd krótki spacer wąską ścieżką obok cmentarza i stanęliśmy pod drzwiami destylarni.
Pierwsze wrażenie było dziwne. Mając w pamięci szkockie destylarnie – piękne, skryte wśród zieleni stare budynki z pagodami – barak kryty blacha falistą przytulony do hurtowni materiałów budowlanych i mechanika samochodowego nie zachęcał.
Po wejściu do środka nastrój zmienił się diametralnie – na barze czekał już na nas zestaw do degustacji, Łukasz przywitał nas serdecznie i zabrał się za przygotowywanie doskonałego old fashioned.
Złapaliśmy koktajle w dłoń i poszliśmy zwiedzać gorzelnie. Łukasz wyjaśnił nam każdy krok w procesie produkcyjnym oraz – co dla mnie było największą atrakcją – pozwolił odszpuntować beczkę i spróbować bezpośrednio z niej whisky. Osobiście nalewałem trunek do szkła, świetna sprawa !
Sama destylarnia to w rzeczywistości niewielki barak, na wejściu ładnie zrobiony barek i piękne szafy wystawowe. Dalej alembik, trochę niezbędnej aparatury i magazyny pełne beczek. Niewielkie, proste ale działa !
To co dla nas, Polaków najważniejsze to sam fakt, że taka gorzelnia w ogóle istnieje. Bo naprawdę można czuć dumę widząc co zrobili nasi rodacy. Historia zaczyna się w roku 2003 gdy Dariusz Płażewski i Ewelina Chruszczyk wyjeżdżają z Polski do Anglii. Na miejscu postanawiają założyć destylarnie, i w roku 2015 powstaje Bimber Distillery. Swoje korzenie pokazują nie tylko w swojsko brzmiącej nazwie – także w logo firmy znajduje się bliski nam orzeł.
Ciekawostką jest fakt, że Bimber jest pierwszą od 104 lat destylarnia Single Malt w Londynie !
Jak wiadomo żeby whisky była whisky musi przeleżeć w beczkach minimum 3 lata. W tym czasie trzeba jakoś żyć, więc gorzelnia wytwarza wódkę i gin.
Wpadają na fantastyczny pomysł – podobno w miejscu, gdzie stacjonowali w czasie wojny polscy lotnicy z Dywizjonu 303 odnaleziono pozostałości po sprawnie działającej wytwórni samogonu – Polacy jak akurat nie strącali z nieba messerschmittów to produkowali i pili ! Destylarnia wypuszcza więc świetną i pięknie opakowana wódkę Squadron 303 – butelka w kształcie piersiówki zapakowana wraz z dwoma kieliszkami w drewnianą walizeczkę robi wrażenie. A gdy trunek się skończy możliwe jest dokupienie re-filla : samej wódki, w tanim opakowaniu, zrobionej z myślą by uzupełnić piękną piersiówkę.
Innym ciekawym trunkiem jest Gin, a w zasadzie powinienem powiedzieć zjawiskowy król wszystkich ginów.
Destylarnia kupuje legendarną, najbardziej znaną i jedną z najdroższych herbat świata, za czasów dynastii Qing zwaną „Królem Herbaty”, rosnącą na zboczach gór Wuyi w południowych Chinach Da Hong Pao.
Są to mocno palone i utlenione liście herbaty turkusowej zwanej Oolong. Zaparza się je i odcedza a następnie maceruje w ginie o zawartości alkoholu 51,8% ABV
Gin ma lekko ziemisty aromat i kwiatowo-herbaciany posmak, pomimo swojej mocy jest niesamowicie pijalny. Naszym dziewczynom tak posmakował, że raczyły się nim bez mieszania z tonikiem. To naprawdę jest gin pierwsza klasa.
Wracając do samej degustacji…
Postawiono przed nami 6 kieliszków do których Łukasz nalał new-make, whisky re-charred,ex-bourbon, ex-sherry oloroso, oraz dwie pozycje które jeszcze nie można nazwać whisky – peated oraz virgin oak. Nalane były z butelek bez etykiety, opisane markerem i jeszcze nie miały swoich obowiązkowych 3 lat więc nie będę ich opisywał.
Na początek new-make – czyli świeży spirytus który zostanie nalany do beczek i za 3 lata będzie mógł nazywać się whisky. Piłem w życiu kilka new-make’ów i powiem Wam, że różnice między nimi są olbrzymie. Wynika to z użytego słodu, warunków (temperatury) i czasu fermentacji, kształtu alembika a przede wszystkim cięciu frakcji przez bimbrownika. Ten od Bimber Distillery jest znakomity ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Owszem, z dobrego new-make powstają dobre whisky ale nie jest to regułą.
Re-charred Oak mnie zachwycił. Bardzo owocowy nos, egzotyka w najlepszym wydaniu, ananas, mango, melon. Do tego czekolada i może kawa. Język w zasadzie powiela nos ale podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, owoce sa bardzo intensywne, alkohol niewyczuwalny. Finisz raczej krótki, rozgrzewający, lekko pieprzny. Super !
Ex-bourbon : kolejna dobra pozycja chociaż nieco zaskakująca jak na bourbon cask. Spodziewać by się można miodowej słodyczy i wanilii a tym czasem jest rześko i cytrusowo. Moje pierwsze skojarzenie – użyli beczek po Basil Haydens – tam jest podobny miętowy posmak. Bardzo udana whisky, mimo młodości dobrze ukryty alkohol, ciekawe nieoczywiste smaki, słodycz i przyprawy. Średnio długi i przyjemny finisz.
Ex-sherry oloroso : w nosie wspaniała sherry, powidła truskawkowe, słodko i przyjemnie. Na języku dość pikantnie i mniej słodko, ale wciąż owocowo z dodatkiem korzennych, rozgrzewających przypraw jak imbir i cynamon. Nieco za dużo alkoholu. Finisz dość pikantny. Ciekawa whisky, warta spróbowania chociaż brakuje jej czasu. Gdyby poleżała w beczce jeszcze kilka lat z pewnością stałaby się bardziej okrągła i mniej alkoholowa..
Wizyta w destylarni zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Tego, ze pracują tam świetni ludzie byłem pewny. Taka praca musi być pasją a nie obowiązkiem a ludzie z pasja są zawsze ludźmi serdecznymi i niesamowicie ciekawymi. Obawiałem się jednak jakości trunków. Młoda destylarnia w baraku, Polacy którzy nigdy nie pracowali w tej branży, centrum Londynu – brak dostępu do górskiej wody, brak pół jęczmienia w pobliżu… to się nie mogło udać !
Ale się udało. Do tego stopnia, że żegnając się z destylarnia pożegnałem się też z większą częścią gotówki by wykupić co lepsze perełki. Moją dumą jest butelka The 1st – pierwszej wyprodukowanej w gorzelni whisky. Powstało tylko 1000 butelek i parta przeznaczona do sprzedaży na wolnym rynko rozeszła się w 3 godziny. Ja mam butelkę nr 767 i nie miałbym najmniejszej szansy na jej zakup gdyby nie wizyta w Londynie.
Jak będziecie odwiedzać Anglię zaplanujcie sobie odwiedziny w Bimber Distillery. Może nie oszołomi Was piękno budynków i okolicy jak w Strathisla distillery i nie sobaczycie działającej słodowni jak w The Balvenie ale spróbujecie znakomitej whisky z polskim DNA i spędzicie czas ze świetnymi ludźmi.
0 komentarzy