tel. 501090149

Węgry. Wino nad Balatonem

Opublikowane przez kz w dniu

W Polsce Węgry kojarzą się z Tokajem, Egri Bikaver’em i Kadarką i ja również na temat winiarstwa w tym kraju nic więcej nie wiedziałem. Dlatego z niecierpliwością czekałem na okazję by zgłębić swoją wiedzę w tym temacie.

Najbardziej znanym regionem winiarskim nad Balatonem jest Badacsonyi i tam właśnie się udałem. Piękno tego zakątka zapiera dech w piersiach. Strome wzgórza z malowniczymi wioseczkami, domy często kryte strzechą i cudowny widok na jezioro. I wulkany, nie zapominajmy o wulkanach które w czasie swej aktywności stworzyły doskonałą glebę. Słowem miejsce idealne do uprawy winorośli co zauważyli kochający wino Rzymianie gdy dwa tysiące lat temu zamieszkiwali te ziemie.

Jeśli będziecie chcieli zwiedzić winnice i zostać na degustacji koniecznie się umówcie telefonicznie. Większość winnic nie ma czegoś na wzór „visitors centre” i jest dla zwiedzających zamknięta. Ale tam gdzie udało mi się dostać byłem oczarowany.

Jako pierwszy rzuca się w oczy fakt, że degustacja po węgiersku to kieliszki wypełnione od serca. To dość dziwne i trochę niepraktyczne. W winnicy która produkuje 10 i więcej rodzajów win chciałoby się spróbować każdego, ale przy takiej ilości alkoholu w szkle jest to niemożliwe bo daleki jestem od wypluwania czy wylewania owoców czyjejś ciężkiej pracy.

W każdej winnicy w jakiej byłem produkowane było zarówno białe, różowe jak i czerwone, od wytrawnego po słodkie. Zdarzały się także doskonałe musiaki. Wino czerwone próbowałem raz i nie przypadło mi do gustu. Nie jestem wielbicielem czerwieni a dodatkowo temperatura 36 stopni nie sprzyjała degustacji tego typu win. Za to schłodzona biel i róż smakowały znakomicie.

Szczególnie wielkie wrażenie zrobił na mnie Olaszriesling z winnicy Szabó Pince. Degustację prowadził właściciel i poczęstował nas między innymi świeżym oraz zeszłorocznym Olaszrieslingiem. Ten pierwszy był delikatny, cytrusowy, lekko mineralny, w starszym pojawiły się bardzo wyraźne nuty naftowe które zdarzają się najczęściej w winach pochodzących z cieplejszych rejonów świata.

Sam właściciel, Pan Tamás Szabó jest bardzo miłym i ciepłym człowiekiem. Jego królestwo to przydomowy sklepik gdzie zarówno przyjmuje gości, sprzedaje a także rozlewa wino i okleja butelki. Co ciekawe, byłem świadkiem jak jego sąsiedzi przyszli po wino ze swoimi plastikowymi butelkami po wodzie, a Pan Tamas nalał im wino prosto z tanka co jest tam powszechną praktyką. Zresztą wino także dało się kupić w plastikowych butelkach, brak szkła i etykiet sprawiało, że były śmiesznie tanie. Dla porównania 0,7 wina w szkle kosztowało 1600 Ft a za tą samą kwotę można było kupić 2 litry w butelce z tworzywa. Podczas naszej wizyty w Szabó Pince przydomowe stoliki pozajmowane były właśnie przez okolicznych mieszkańców raczącym się schłodzonym winkiem Pana Tamasa. Piękne to.

Kolejna fajna – choć już bardziej dystyngowana winnica to Hóbor Pince. Tam już nie było tak sielsko i domowo, raczej poważnie i ekskluzywnie. Właściciel bardzo profesjonalny, rozmawiający po angielsku opowiedział nam o swoim winie i przeprowadził degustację. Wyśmienity riesling i musujący róż. Naprawdę pierwsza klasa. Bardzo ciekawie prowadzona jest winnica. W jednym rządku tuż obok siebie rosną różne szczepy winorośli. Nie jest to częsta praktyka, utrudnia zbiory i może powodować, że różne szczepy mogą się zapylać krzyżowo co podobno w perspektywie lat może źle wpływać na jakość owoców. Ale trzeba przyznać, że wygląda to uroczo.

Wciąż kierowaliśmy się w stronę cudownego miasteczka Tifany gdy po drodze pojawił się kierunkowskaz na Folly Arboretum and Winery. I to był strzał w dziesiątkę. Pięknie położone na zboczu dość stromej góry arboretum to jednocześnie zapierający dech park z cudownymi roślinami, wspaniałą winnicą z własną winiarnią i kilka punktów serwujących robione na miejscu wino. Zwieńczeniem jest położona pośrodku restauracja serwująca doskonałe dania, desery i oczywiście wino. Ciężko było opuścić to urocze i romantyczne miejsce.

W końcu docieramy do Tihany – miasteczka słynącego z klasztoru na wzgórzu, wąskich uliczek, sklepików, butików, kramów i restauracji. Oraz koloru fioletowego. W pobliżu miasteczka znajdują się olbrzymie pola lawendy i miasto wręcza spływa tym kolorem. Znajdziecie to perfumy, olejki, kosmetyki, napoje, desery oraz alkohol robiony z wykorzystaniem lawendy.

Mnie szczególnie zaciekawił gin lawendowy ale w końcu nie zdecydowałem się na jego zakup, zamiast tego nabyłem gin Balaton.

Teraz tylko szybki prom i wracam do Siofok gdzie mam swój pokój. Wieczorem czas na zabawę a to jest idealne miejsce.

Zwiedziłem ten region wzdłuż i wszerz i powiem Wam jedno. Nie zabierajcie ze sobą kąpielówek. Jezioro nie jest tego warte. Zabierzcie ze sobą kierowcę i auto z pojemnym bagażnikiem bo tak taniego i dobrego wina nie powinno zabraknąć w waszych domach. Aha. Arbuzy! Są przepyszne i też zabierają sporo miejsca a kupicie je na przydrożnych straganach. Ogólnie unikajcie marketów i sklepików, szukajcie właśnie bazarów albo kupujcie owoce bezpośrednio od rolników.

A Tokaj? Tokaj też się znalazł, chociaż w sklepie a nie u winiarza bo to nie ten region. I trafił się znakomity. Musujący, metoda tradycyjna, pięknie wytrawny. Parę butelek też przyjechało ze mną do Polski. Wrócę na Węgry na pewno.